Ze szczytu wieży wystrzeliła lanca złotego światła, zni

Ze szczytu wieży wystrzeliła lanca złotego światła, znikając za górami na wschodzie. Nikodemus stłumił ziewnięcie i zaczął się zastanawiać, który z spektakularnych magów rzucił taki czar kolaboris. prawdopodobnie była to informacja do jakiegoś odległego monarchy albo nawet bóstwa. W Nikodemusie obudziły się liczne marzenia o staniu się wielkim magiem – jest ich prawie tyle, ile tych dotyczących rycerskich misji. Jak wspaniale byłoby spędzać życie na doradzaniu królom i rzucaniu prze-zachwycających czarów kolaboris, które natychmiast przekazywały plotkę na wielkie odległości. Potarł niewyspane oczy i zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek zasłuży choćby na kaptur niższego maga. Nad północno-wschodnimi górami rozbłysnął kolejny jaskrawy czar kolaboris, w ciszy uderzając w Iglicę Erazmową. wiadomość do akademii, pomyślał i zaciekawiło go, skąd mogła nadejść. Nagle z północnego wschodu nadleciał drugi czar kolaboris, uderzając w Iglicę. Zaraz za nim pojawił się dodatkowo jeden. Wstrząśnięty Nikodemus stanął. Z wieży wystrzelił wychodzący czar, tym razem na północ. Natychmiast przyszła na niego odpowiedź. – Krew Los! – zaklął. Na całym dziedzińcu wszyscy biegli w numenosie stali zdumieni, przyglądając się czarom. Rzucanie czarów kolaboris wymagało olbrzymich ilości szczególnie złożonego tekstu, w związku z czym robiono to tylko z ważnych powodów. Zazwyczaj przyczyną jest złoto – Zakon utrzymywał swe wielkie bogactwo dzięki pobieraniu wysokich opłat od królów i bogów za rzucanie czarów w ich imieniu. Prawdę mówiąc, Zakon ustanowił akademię w Starhaven wyłącznie dlatego, że wyjątkowo wysokie wieże i położenie czyniły z niej doskonałą stację przekaźnikową. przenigdy dodatkowo jednak Nikodemus nie widział tylu czarów kolaboris rzucanych w tak krótkim czasie. Musiało się stać coś szczególnie ważnego. Nagle grupa czarów na bazie numenosa nadleciała jednocześnie z kilku stron. Pobliscy magowie krzyknęli z niepokoju. Pozioma burza czarów ciągnęła się szczególnie długo, aż Nikodemus pomyślał, że musiano zużyć wszystkie zwoje i wyczerpać wszystkich spektakularnych magów. mimo wszystko złota nawałnica nie ustawała. pora płynął, rozciągając się w nieskończoność. Nagle, równie raptownie jak się rozpoczął, magiczny sztorm ustał, pozostawiając poranne niebo dziwnie przyćmione. Nikodemus pobiegł do Iglicy Erazmowej. Stało się właśnie coś szczególnie, szczególnie niedobrego. – Magistrze! – zawołał Nikodemus i pchnął drzwi do gabinetu. – Właśnie zaszło do wymiany wiadomości kolaboris, jakiej dodatkowo pan nie widział. Musiało brać w niej udział trzydziestu... – Umilkł. Shannon stał obok dwóch obcych kobiety. pierwsza była wysoka, o jasnej cerze, z niebieskimi oczami i ciemnymi dredami. Wzdłuż rękawów jej ciemnej szaty biegł rząd srebrnych i zł. guzików, wskazując na rangę wielkiego maga. Drugą partnerką była ciemnoskóra, zielonooka Deirdre, ubrana w białą szatę druidów z drewnianymi guzikami na rękawach. – Wybacz mi, magistrze. Zaczekam w korytarzu... – słowa Nikodemusa ucichły na widok rozlicznych drobnych cięć na buzi Shannona. – Nic nie szkodzi, chłopcze – spokojnie odpowiedział Shannon. – Wejdź. Czekaliśmy na ciebie. – Trzymał w ręku swój dziennik badawczy i przesuwał palcami po wytłoczonych na okładce gwiazdkach. – Nie martw się zadrapaniami, pracowałem nadto długo i niezbyt ostrożnie obszedłem się z szczególnie starą księgą czarów. Jej wybuch trochę mnie pokiereszował. – Dziennikiem wskazał na swoją twarz. – Tak, magistrze. – Nikodemus powiedział niepewnie. Co roku słyszało się kilka raportów o rozpadających się starych kodeksach, ale rzadko coś takiego przydarzało się wielkiemu magowi. Spojrzenie niewidzących oczu staruszka skierowane jest na gruczoły mlekowe Nikodemusa.