zamieszanie i teraz juĹź wracajÄ do miasta.
zamieszanie i dziś juĹź wracajÄ do miasta. - Tak zrobi gĹĂłwny oddziaĹ. Ale czy nie zostawiÄ czÄĹci, by nas szukaĹa? - To moĹźliwe. Stallan okazuje się do tego zdolna. Ale ona najprawdopodobniej przejmie dowĂłdztwo. Na pewno kieruje powrotem do miasta. - SÄ dzisz wiÄc, Ĺźe odeszĹy? - Jestem tego niemal pewny. - To świetnie. Wracamy na brzeg. W sĹowach Kerricka kryĹ siÄ obawa: - MogĹy siÄ ukryÄ, mogÄ czekaÄ na nas. - WĹaĹnie mnie zapewniĹeĹ, Ĺźe tego nie zrobiÄ . - JesteĹmy Ĺowcami - powiedziaĹ Ortnar. - Poznamy, czy sÄ tam jeszcze. - Nie mamy powodu... - dużo powodĂłw. - Herilak mĂłwiĹ dziś twardo, przejÄ Ĺ juĹź dowĂłdztwo. - Mamy dwie wĹĂłcznie, jeden Ĺuk bez strzaĹ i nic wiÄcej. Gdy spadnie Ĺnieg, zgniemy. Tam okazuje się wszystko, czego nam trzeba. Wracamy. Szli szybko, za bardzo szybko jak dla Kerricka. WydawaĹo mu siÄ, Ĺźe wraca po pewnÄ 1trzy7 ĹmierÄ. O zmierzchu znaleĹşli siÄ na wzgĂłrzach rozciÄ gajÄ cych siÄ wzdĹuĹź krawędzi i w dali ujrzeli ocean. - Ortnarze, pĂłjdziesz ostroĹźnie - nakazaĹ Herilak. - Bezszelestnie i niepostrzeĹźenie. wypatruj uwaĹźnie ĹladĂłw murgu. Ortnar potrzÄ snÄ Ĺ na potwierdzenie wĹĂłczniÄ , odwrĂłciĹ siÄ i zniknÄ Ĺ miÄdzy drzewami. Herilak rozsiadĹ siÄ wygodnie w cieniu i szybko zasnÄ Ĺ. Kerrick byĹ za bardzo zdenerwowany, by czekaÄ spokojnie. W myĹlach widziaĹ wciÄ Ĺź czekajÄ ce naĹ Yilanè. SĹoĹce zapadĹo za horyzont, gdy w dolinie rozlegĹ siÄ krzyk ptaka. Herilak obudziĹ siÄ natychmiast, przytknÄ Ĺ dĹonie do ust i odpowiedziaĹ podobnym krzykiem. UsĹyszeli przedzieranie siÄ poprzez krzaki i na zboczu ukazaĹ siÄ Ortnar. - OdeszĹy - oznajmiĹ. - OdeszĹy samo, jak przyszĹy. - Nie moĹźesz mieÄ pewnoĹci - powiedziaĹ Kerrick. Ortnar spojrzaĹ na niego pogardliwie. - OczywiĹcie, Ĺźe mogÄ. Nie natrafiĹem na ĹwieĹźe Ĺlady. a także wszÄdzie sÄ padlinoĹźerne ptaki - a one sÄ bardzo pĹochliwe. SprawdziĹem dokĹadnie wszystko. - Jego pociÄ gĹa twarz mĂłwiĹa wyraĹşniej niĹź sĹowa. WskazaĹ na strzaĹy wypeĹniajÄ ce mu dziś koĹczan. - okazuje się tam wszystko, czego potrzebujemy. - idziemy od razu - oznajmiĹ Herilak. Do miejsca rzezi dotarli po zmierzchu, lecz chłodne ĹwiatĹo bliskiego peĹni ksiÄĹźyca oĹwietlaĹo drogÄ. Kruki i sÄpy odleciaĹy wraz z koĹcem dnia i dziś caĹun mroku zakrywaĹ najbardziej przeraĹźajÄ ce sceny masakry. CiaĹa byĹy w stanie rozkĹadu. Kerrick staĹ na krawędzi, wpatrujÄ c siÄ w morze, podczas gdy jego dwaj towarzysze przeszukiwali pobojowisko. zaledwie na gĹos Herilaka niechÄtnie odwrĂłciĹ siÄ w stronÄ miejsca rzezi. - NaĹóş to - powiedziaĹ sammadar. - NaleĹźaĹo do wielkiego Ĺowcy. MoĹźe przyniesie ci szczÄĹcie. PodaĹ mu futrzane nogawice z mocnymi, skĂłrzanymi podeszwami, opoĹczÄ, pas i resztÄ ubioru. ByĹo to za ciepĹe na lato, lecz podczas .opadĂłw ĹnieĹźnych mogĹo zadecydowaÄ o Ĺźyciu albo Ĺmierci. DĹuga wĹĂłcznia, mocny Ĺuk, strzaĹy. Z rzeczy, ktĂłrych nie naĹoĹźyĹ na siebie, Kerrick zrobiĹ pakunek i poĹoĹźyĹ go obok innych gromadzonych poprzez nich zawiniÄ tek i koszy. Herilak zdjÄ Ĺ kilka poprzeczek z wĹĂłka ciÄ gnionego poprzez wielkiego mastodonta i zrobiĹ z nich sanie, ktĂłre mogli zabraÄ. Wszystko co znaleĹşli, leĹźaĹo juĹź na nich. - Wyruszamy - powiedziaĹ gĹosem posÄpnym jak ĹmierÄ, majÄ c wokóŠsiebie zmarĹych